16 grudnia 2016

Świętujcie ateiści!

W Polsce Święta Bożego Narodzenia to wyjątkowy czas - czas wolnego od pracy, czas rodzinnych spotkań, wypraw do krewnych, pełen smacznych dań, na które czeka się cały rok, różnych klimatycznych elementów obrzędowych i dekoracyjnych, potężnej konsumpcji, prezentów, twórczości artystycznej... Święta dadzą się lubić. 

Święta dadzą się też bez problemu pozbawić warstwy religijnej, nic nie tracąc na swoim uroku. Wszelkie symbole i elementy, które kojarzymy z Bożym Narodzeniem, od choinki z bombkami, przez sianko pod obrusem, puste nakrycie na stole, prezenty, dzielenie się chlebem-opłatkiem, po nocne czuwanie (pasterkę) pochodzi bowiem z tradycji przedchrześcijańskich, z religii "pogańskich" zastanych na terenie Europy i wytępionych przez Kościół Katolicki. To do czego ludzie byli przywiązani, co lubili, bo było tradycją, nie dało się wyplenić, musiało więc zostać zaanektowane przez Kościół i zostać uznane za własne. Nawet data rzekomych narodzin Jezusa została ustanowiona tak, aby pokryć stare obrzędy związane z przesileniem zimowym - silne i magiczne święta, które fundują nam klimat bożonarodzeniowy po dziś dzień.

Bardzo łatwo przychodzi katolikom odmawiać prawa innym do obchodzenia tego święta. Wynika to pewnie z ich niewiedzy co do tego, że przesilenie zimowe (m.in. święta Jule, Święte Gody, Saturnalia) świętowane było w każdej kulturze i religii jaka istniała wcześniej. No dobrze, ale jakie prawo mają świętować ateiści?

Ateiści nie wierzą w bogów, nie wierzą w żadne siły mistyczne, ani w te, które kazały dawnym Słowianom czy Celtom bać się zwycięstwa nocy i modlić się o narodziny światła, ani w te, które każą wierzyć w zbawienie. Jakie więc mają prawo celebrować tego rodzaju czas niezwykły, który ma przyczyny w irracjonalnych strachach i magicznych pobudkach? 

Pozwala im na to to samo prawo, które pozwala im chodzić na bale halloweenowe, puszczać wianki w Noc Kupały czy lać wosk w Andrzejki - prawo do zabawy, prawo do czasu innego niż codzienność, prawo do zawieszenia zwyczajności. Tak jak żaden ateista nie wierzy w szatańską moc lampionu z dyni, jak nie wierzy w możliwość wywróżenia sobie męża, tak nie wierzy w konieczność odczarowania wiecznej nocy ani w wartość narodzin człowieka, którego okrzyknięto bogiem. I to jest właśnie najpiękniejsze świętowanie, jakie można sobie wyobrazić, gdyż jest ono najprzyjemniejsze, nieodnoszące się do strachu i poczucia winy, do pojęcia grzechu i ofiary, całkowicie zmysłowe, rozkoszne dla nosa, kubków smakowych i słuchu, oparte na kontakcie z drugim człowiekiem, na radości z czasu wolnego, czasu z rodziną, obdarowywania i dzielenia się.

To, że ateiści sięgają do symboli uważanych przez katolików za ich własne, a skradzionych przecież pradawnym kulturom, odbywa się na mocy tradycji, a nie prawdy religijnej. Każdy naród, każda kultura ma swoje odrębne zwyczaje bożonarodzeniowe, tak jak ma swoje zwyczaje wielkanocne i dotyczące świąt zmarłych, gdyż wszystkie te święta były obchodzone, a symbole używane na długo przed nadejściem chrześcijaństwa.

Dlatego, katoliku, zanim kiedykolwiek zaszydzisz z ateisty, że kupuje karpie (wigilijne przepisy nań wywodzą się z kuchni żydowskiej) i czekoladowe mikołaje (zafundowane przez coca-colę), że ubiera choinkę (święte drzewo germańskie i celtyckie, na którym według niektórych źródeł wieszano "ludzkie bombki" oraz słowiańska podłaźniczka) lub kładzie pusty talerz dla wędrowca (słowiański kult zmarłych) dowiedz się więcej o pochodzeniu tych zwyczajów i przemyśl, dlaczego Kościół po wiekach walki z nimi, musiał poddać się i pozwolić je kultywować.

A Ty, ateisto nie bój się bawić w dni, które urzędowo są wolne od pracy. Wszak folklor jest bardzo modny i uroczy, a czymże są te wszystkie elementy tradycji, w których magiczną moc żaden umysł racjonalny nie może wierzyć, jeśli nie zwykłym folklorem?  


Dorota Mentecka-Janek

05 grudnia 2016

Dlaczego warto chodzić na etykę?

Etyka to dodatkowy przedmiot szkolny. Etyka to dział filozofii zajmujący się rozważaniem postaw moralnych, różnych systemów wartości i sposób ich tworzenia.

Etyka w moim liceum odbywała się późnym popołudniem i choć pan Marek Nowosad, dziennikarz, który ją prowadził, nie był srogi w egzekwowaniu obecności, to na międzyklasową etykę wszyscy zapisani chodzili z chęcią. Późnym popołudniem, kilka godzin po lekcjach, bez obowiązku uczęszczania... Po co? - ktoś zapyta. Wtedy kusiła nas zapewne atmosfera i rzadko spotykane w szkolnictwie podejście nauczyciela do ucznia, który słuchał, szanował, był ciekawy myśli każdego z nas i wydawał się czerpać z nas tyle samo, co my z niego. Dziś wiem jeszcze, że był to najbardziej rozwijający i potrzebny przedmiot w całej naszej edukacji i wychowaniu.

W wieku nastu lat, gdy budowała się tożsamość, samodzielność myślenia, system wartości, ta lekcja była naszym ważnym bodźcem, naszym przymusem do rozważań, poddawania analizie, krytyce, poszukiwania odpowiedzi, rozumienia różnorodności... Tam nic nie było podane na tacy, nauczyciela nie wydawał sądów, nie prezentował gotowych ideologii. On rzucał temat lub pytanie i czekał na nasze myśli, na nasze kreowania, na nasze dyskusje, kłótnie, wymysły, wymiany poglądów i obserwacji. Stawał się moderatorem debaty etycznej w grupie nastolatków. Czasem proponował jakieś gry, zadania pomagające poznać siebie i zrozumieć innych. Zadawał nam mnóstwo prac do domu, które rozkładały na czynniki pierwsze całych nas, wymagały bowiem analizy naszych relacji z ludźmi, obserwacji społeczeństwa, introspekcji, rozmów z bliskimi, szczerości i samodzielności. Kiedyś rzucił nam na żywioł polityka (wtedy posła, a wcześniej prezydenta Elbląga, Witolda Gintowta-Dziewałtowskiego), abyśmy zadali mu nurtujące nas pytania o etykę jego zawodu. Innym razem skłonił nas do odkrycia tego, jak nasi rodzice fundowali naszą osobowość przez wychowanie. Podejmowaliśmy tematy drażliwe i medialne, jak eutanazja czy aborcja, ale i te dotyczące każdego z nas, jak nasze własne postawy rówieśnicze, nasze plany na życie i założenia, co do ich realizacji. 

Obecnie moja córka ma etykę w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Uczy się o emocjach i zachowaniach, o różnorodności i tolerancji, o dbaniu o środowisko, o potrzebach wynikających z posiadania ciała, rozumu i uczuć, o szacunku wobec ludzi i świata, o walce ze słabościami... wszystko przez zabawę, bajki, rysunki, grafy. Adekwatnie do wieku. 

Etykę można też prowadzić przez przegląd zmieniających się w dziejach poglądów filozoficznych. Można skupić się na uczestnictwie w kulturze, czyli relacjach i miejscu jednostki w społeczeństwie. Można wyjść od psychologii i zrobić z niej trening osobowości, uczący autoanalizy i zachowań wobec innych w różnych sytuacjach. Można uczyć etyki przy pomocy religioznawstwa, kulturoznawstwa i antropologii kulturowej. Można skupić się na praktyce i działaniach wolontariackich, w celu budowania postaw obywatelskich. Można rozważać wielkie dylematy bioetyczne, polityczne czy historyczne, jakie nas obchodzą w obecnych czasach. Sposobów na prowadzenie zajęć etyki jest tyle, co nauczycieli. Trzeba jednak wiedzieć, że to bardzo pożyteczny przedmiot, który dobrze prowadzony uczy myśleć i buduje postawy świadome i społeczne. Nie stawiajmy go więc w opozycji do religii, ale doceńmy jego odrębność i twórzmy w szkołach takie warunki, żeby zachęcić jak największą liczbę uczniów do uczestnictwa w tych zajęciach. 

Obecnie na zajęcia etyki może zostać zapisany każdy uczeń, także uczęszczający na religię. Oceny z tych przedmiotów są niezależne i tak też muszą być oba te nieobowiązkowe zajęcia traktowane przy układaniu planu lekcji. Szkoła ma obowiązek organizacji lekcji etyki na żądanie rodziców lub pełnoletnich uczniów.

Materiały promocyjne fundacji wolność od religii.


Dorota Mentecka-Janek