15 września 2017

Katecheza szkodzi zdrowiu!

Kiedyś usłyszałam od pewnej dyrektorki przedszkola, że u niej w placówce wszystkie dzieci chodzą na religię, nawet te "agnostyków", bo co to komu szkodzi? Przychodzi miły pan z gitarą i śpiewa 3-latkom o Jezusie. Wielu rodziców uważa, że katecheza to przedmiot pożyteczny, a na pewno nieszkodliwy i nawet ci, którzy nie praktykują religii, a często w ogóle nie wierzą w nauki Kościoła, chętnie posyłają swoje dziecko na zajęcia indoktrynacji katolickiej. Jak wielu z nich wie, że na tej lekcji dzieci nie uczą się jedynie modlitw i opowieści biblijnych? Jak wielu z nich przejrzało treści podręcznika i zapoznało się z osobą katechety, który jako jedyny nauczyciel w szkole podlega merytorycznie jedynie władzom kościelnym, a nie systemowi oświaty (choć pensję pobiera z budżetu świeckiego państwa)? 
Na początku tego roku szkolnego głośno było w mediach społecznościowych na temat podręcznika W blasku Bożej prawdy wydanego przez wydawnictwo Jedność. Książka przesycona treściami rasistowskimi i homofobicznymi, serwując nieprawdziwe statystyki, buduje postawę ksenofobiczną, uczy nietolerancji i wiary w fałszywe informacje udające fakty. Zbulwersowani rodzice cytowali, że: "Małżeństwa mieszane często zawodzą (z Arabami rozpadają się prawie wszystkie, z Murzynami około 75 proc.) o wiele szybciej niż te z jednego kręgu kulturowego." Dlaczego i po co taka treść (z argumentem wyssanym z palca) znalazła się w podręczniku do katechezy? 
Podręcznik zawiera też elementy wychowania seksualnego w duchu katolickim. Masturbacja (jak wiemy za sprawą medycyny i psychologii będąca naturalną czynnością seksualna człowieka, szczególnie w okresie pokwitania) została nazwana „grzechem jeszcze większym od bomby atomowej”. Sądy o antykoncepcją są równie nienaukowe: „prezerwatywy to prosta droga do poważnych zapaleń prącia, a poza tym są nieskuteczne”, zaś kobieta, która stosuje antykoncepcję „robi ze swojej macicy śmietnik”. Podobnie potraktowany jest  w podręczniku homoseksualizm, jako spaczenie mające zawsze traumatyczne podstawy i dające się wyleczyć za pomocą Jezusa.
Podręcznik dla 5-latków tego samego wydawcy uczy dzieci tradycyjnego podziału ról - tata dąży do świętości, naprawiając auto, a mama, zamiatając podłogę. Najciekawsze dla psychologów dziecięcych wydaje się jednak zadanie, które można by śmiało nazwać "Ukrzyżuj sobie Jezusa" - pod rymowanką mówiącą o tym, że Jezus nie był niczemu winny, a cierpiał i umarł za Twoje czyny, rysunkowemu Jezusowi należy dorysować krzyż. Kreatywny katecheta może rozszerzyć polecenie i kazać połączyć koronę cierniową oraz gwoździe z właściwymi częściami ciała. 
Plastikowa religia, Marianela Perelli i Pool Paolini
Co do części ciała, to podręcznik dla klasy trzeciej szkoły podstawowej w formie rebusu uczy, żeby nie patrzeć, nie myśleć i nie mówić o "zakrytych częściach ciała". I tu młodemu umysłowi grozi nie tylko problem natury seksualnej, ale też logicznej! 
Tak wygląda wychowanie katolickie młodzieży w polskiej świeckiej szkole za pieniądze podatników. Rodzice są oburzeni. Tylko czym? Średniowiecznością ideologii, niebezpiecznej dla zdrowia psychicznego młodego człowieka i nieprzystającej do współczesnej kultury? Czego się domagają? Fundamentalnych zmian katolicyzmu? Przecież zarówno zakaz stosowania antykoncepcji, całkowita nietolerancja dla osób homoseksualnych czy związków z reprezentantami islamu, nauka chorobliwej wstydliwości czy wpajanie poczucia winy wynikają bezpośrednio z nauk Kościoła Rzymskokatolickiego. To ich religia, ich wiara. Tego chcą uczyć swoje dzieci, zapisując je na katechezę. 
A może zamiast bulwersowania się treścią książek do religii, rodzice powinni przemyśleć sprzeczność w swojej postawie życiowej i nie potrafiąc zgodzić się na zawartą w podręczniku mowę nienawiści, krzewienie kłamstw pseudonaukowych oraz wichrowanie psychiki i naturalnej seksualności dzieci, po prostu odejść od Kościoła i przestać krzywić dzieci przez udział w katechezie? Katolik nie stosuje antykoncepcji, nie masturbuje się, nie uprawia seksu pozamałżeńskiego, nie rozwodzi i nie popiera związków gejowskich - jeśli uważasz, że to nieżyciowe, niepraktyczne, niemądre, trudne do zaakceptowania, chyba czas powiedzieć sobie: nie jestem katolikiem i uwolnić swoje dzieci od tej dwulicowej postawy.
Lekcje religii są nieobowiązkowe, a wypisanie z nich, nie skutkuje żadnymi konsekwencjami ze strony systemu oświaty. Zajmują one w planie aż dwie jednostki lekcyjne, które można dzieciom odjąć lub zastąpić czymś pożyteczniejszym. Religia odbywa się w szkole tylko na życzenie rodziców, obciążając budżet państwa. Gdy rodzice życzenia nie wyrażą, środki te będzie można przeznaczyć na dodatkowe lekcje języka obcego albo przegląd dentystyczny. Rezygnacja z lekcji religii - to chyba prostsze rozwiązanie niż reforma Kościoła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz